Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
На сайте mybooks.club вы можете бесплатно читать книги онлайн без регистрации, включая Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej. Жанр: Прочее издательство неизвестно,. Доступна полная версия книги с кратким содержанием для предварительного ознакомления, аннотацией (предисловием), рецензиями от других читателей и их экспертным мнением.
Кроме того, на сайте mybooks.club вы найдете множество новинок, которые стоит прочитать.
Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej краткое содержание
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej читать онлайн бесплатно
– Moi? – szyderczy śmiech w wydaniu szeptem całkiem jej nie wyszedł. – W życiu nie głosowałam na komunistów. I nigdy nie będę.
– Chodziło mi o to, że powinnaś skończyć z tym „panem” – wyjaśnił łagodnie. – To nie znaczy, że się kogoś lubi. Po prostu… dla wygody.
Zamknęła oczy. Niełatwo leżeć obok kogoś, kto nie jest bliski, i patrzeć mu w twarz. Kiernacki poczuł ulgę. Bał się, że mogłaby znaleźć w jego spojrzeniu coś niewłaściwego. Prawdę na przykład. On sam jeszcze jej nie znał, ale cóż z tego.
– To nie tak, że pana… – utknęła na chwilę – że cię nie lubię. – Uśmiechnął się, ale oczywiście nie miała tego jak odnotować. – Po prostu… różnimy się. To długa historia. Nie powinieneś brać tego do siebie. To nic osobistego.
Leżeli w milczeniu. Kiernacki chwilami opuszczał powieki. Głównie z obawy, że te z naprzeciwka uniosą się i dziewczyna zauważy, jak błądzi wzrokiem po każdym zakamarku jej twarzy.
– Zabiłeś go?
Gdyby nie patrzył, nie dostrzegł ruchu bladoróżowych ust – pewnie by nie usłyszał. Tak cichutko zapytała.
– Wesołowskiego? Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Policji coś nie pasuje. Jakiś siniak na karku nieboszczyka. Pytali, czy nie wiem, skąd się wziął.
– I co powiedziałaś? – Oboje mówili szeptem, co doskonale kryło emocje.
– Prawdę. – Odczekała chwilę, już z otwartymi oczyma. – Że nie wiem. A czego się spodziewałeś?
Ostrożnie położył się na wznak. Schowane pod kocem ręce skrzyżował na piersi, ograniczając do minimum zajmowaną przez siebie przestrzeń. Żarówka zalewała mu twarz drażniącym światłem, no i nie widział Izy.
– Że powiesz prawdę. Chyba – dodał po namyśle. – Sam nie wiem. Nie znamy się. Wiem o tobie tyle, że masz fajny, śląski akcent i umiesz się modlić, klęcząc przed bombą. Nie mam pojęcia, jakie są tego typu dziewczyny. Pewnie poważne, zasadnicze.
– Naprawdę mam?
– Akcent? – Zdziwiło go to pytanie. – No… tak mi się zdaje. Nie jestem ekspertem, Śląsk to dla mnie całkiem dziewiczy… – zawahał się. – To znaczy… przejeżdżałem raz czy drugi. I tyle. A to w twoim głosie jest… no, delikatne.
– Myślałam, że w ogóle już… Prawie go nie pamiętam.
– Ale urodziłaś się pod hałdami? – Kątem oka dostrzegł kiwnięcie głową. – No, to sporo wyjaśnia. Jesteś hanyską. Nie możesz mnie lubić. Podobno lejecie naszych przy każdej okazji.
– Zlał cię ktoś? – chyba się uśmiechnęła. – Wtedy, w przejeździe?
– Nie – szepnął. – Ale się bałem. Byłem tam w grudniu… no wiesz. Wtedy.
Cholera, dlaczego tak to powiedział? Nie miała jeszcze trzydziestki; to nie były jej czasy i jej skojarzenia.
– Przejeżdżałeś. – Szept nie miał barwy, niósł nagą treść. Poczuł, że obraca się, kładzie na plecach jak on. – Skotem?
Dziwne, ale nie od razu zrozumiał.
– Nie, no co ty…
– Co ja? – zapytała spokojnie. – A cóż w tym dziwnego? Cała armia wyszła wtedy na ulice. Nie mów, że ty jeden… Zagroda zaraz by cię wsadził za kratki. Człowiek był tu albo tam. Jak to na wojnie.
– To nie była wojna.
– Niech ci będzie. Nie była.
– Teraz jest wojna. – Czuł, że powinien zmienić temat, ale nie umiał tak tego zakończyć. – Drzymalski sam zabił więcej ludzi niż całe ZOMO i SB w latach osiemdziesiątych.
– Tak – szepnęła. – To wszystko załatwia. Dzięki ci, Boże, za Darka Drzymalskiego. Generał Jaruzelski do pięt mu nie dorasta.
– Iza… Nie obraź się, ale skoty oglądałaś z wózka. Nie kłóćmy się o historię. A jeśli czytałaś moje papiery, to wiesz, że socjalizmu broniłem gdzie indziej.
– Wiem. W Szczecinie. Pod stocznią pewnie.
Długo milczeli. Nie odsuwała się.
– Męczysz się ze mną – powiedział, nie otwierając oczu. – Nie jestem ślepy. Jak przyszłaś wtedy na salę… Myślałem, że ten chuch to dlatego, że jesteś nieśmiała. Ale to nie to. Potrzebowałaś paru głębszych, żeby być miła.
– Jestem nieśmiała. Na swój sposób.
– Nie o tym mówimy.
– Nie – zgodziła się. – Fakt, zniosło nas. Miało być o Wesołowskim.
– Ale nie będzie. Był wybuch, ciało znaleźli aż przy łóżku. Pokój zdemolowany. Wesołowski mógł grzmotnąć szyją o krawędź tej szafki z tyłu. Albo coś go uderzyło. Koniec, kropka.
– Zrobiłeś to – powiedziała jakby ze zdziwieniem.
– Może. A może nie. Dowodów nigdy nie będziecie mieli. Przypadkiem wiem, że kamera wypadła przez okno. Swoją drogą to ironia losu. Ktoś się mocno nagłowił, by Wesołowski przeżył wybuch, bo chciał mieć agonię na taśmie – a o tym nie pomyślał.
Znów milczeli. I znów nie zrobiła nic, by się odsunąć, choć na sekundę, symbolicznie. Ale to niewiele znaczyło.
– Nie powiedziałam, co chciałeś zrobić. O tym na dole też nie.
– Fajnie.
– Nie myśl, że to znaczy… Nie zmieniłam zdania. Nie zgadzam się z tobą, ale rozumiem intencje. Na intencjach się skończyło, więc nie ma powodu… Ale zdajesz sobie sprawę, że za coś takiego mogłeś trafić do więzienia?
– Nadal mogę. – Wyczuł ruch: obróciła głowę, by posłać mu zdziwione spojrzenie. – Facet ma nos w kawałkach. Założę się, że poszczuje mnie swoimi papugami.
– Żartujesz.
– Chciałbym. Ale nie zdziwię się, jak wylądujemy wszyscy w jednym areszcie śledczym. Nie wiem, czy zauważyłaś: żaden nie był w mundurze ani nie był kobietą. Czyli przysłali dwie ekipy. Jedna zabijała, druga miała sprzątać. Ich broń jest czysta. W razie wpadki trudno coś udowodnić. Proste, a skuteczne.
– Mam nadzieję, że się mylisz.
– Nadzieja dobra rzecz. Ale gdybyś nie zlazła, mielibyśmy pewne informacje. Albo jednego wroga mniej. My i społeczeństwo.
– Gdybym nie zlazła, już byś nie żył.
– Tak – powiedział po prostu. – Racja. Wybacz, że ci nie podziękowałem.
– Wybaczam. I oczekuję wzajemności.
– Mam uratować ci życie?
– Nie udawaj. Już jesteśmy kwita. Nie wyszłabym żywa z tego domu, gdyby ciebie tam nie było. Ale wiesz co? Na drugi raz nie każ mi się chować po szafach. Naprawdę czuję się żołnierzem. Możesz się śmiać, ale od dziecka chciałam… Choćby dlatego nie lubię komuny. Wtedy nie brali kobiet.
– Mieli swoje powody. Rozpuść włosy, co?
I znów, nie patrząc i nie czując, wiedział, że zesztywniała.
– Słucham?!
– No i sama widzisz – uśmiechnął się. – Nie zaśniesz, towarzyszu broni, nie odpoczniesz i zawiedziesz w następnym boju, bo cię węzeł włosów w potylicę ciśnie. A ciśnie, bo nie masz odwagi ich rozpuścić. Żebym czasem…
Poczuł, że się unosi. Usiadła, bez pośpiechu uwolniła włosy, a potem, już niemal wyzywająco, potrząsnęła parę razy głową.
– Dobranoc, towarzyszu broni – powiedziała z uśmiechem. – Słodkich snów.
Położyła się i naciągnęła koc na głowy obojga, uwalniając oczy od zadawanej przez światło tortury.
Rozdział 12
– Rosjanie dostali po kieszeni mocniej od nas, panie redaktorze – argumentował słuchacz. – Nie zgadzam się z tym panem, który telefonował przed chwilą. Ja rozumiem, że można ich nie lubić. Mój dziadek też tajgę rąbał. Nie jestem wielkim miłośnikiem lewicy ani tym bardziej Kremla. Ale trzeba mieć trochę szacunku dla logiki, prawda?
– Trzeba – zgodził się Kostek, w porę kończąc ziewnięcie. Nie był znudzony; poranna porcja telefonów postawiła go na nogi. Po prostu wyznał nieopatrznie szefowi, że z Drzymalskim wiążą go dość specyficzne układy, i teraz płacił za to swego rodzaju aresztem mikrofonowym. Byli z Markiem starymi kumplami, ale właśnie dlatego Żabicki po minucie namysłu wydał mu zakaz opuszczania budynku. Jako radiowiec z krwi i kości mało sobie robił z głosów krytyki, które się podniosły, ledwie Drzymalski odłożył słuchawkę. Pretensje mieli nie tylko politycy i policjanci – także co czwarty dzwoniący zastanawiał się, czy to dobrze, że do mikrofonu dopuszcza się psychopatę i zbrodniarza. Niektórzy deklarowali trwałe zerwanie z Trójką. Ale trzem czwartym słuchaczy postawa stacji bardzo się podobała – i to przesądziło.
– Przepraszam, ale minęła dziewiąta. Musimy ustąpić serwisowi. Dziękuję. A teraz wiadomości. Obawiam się, że niedobre.
I takie były. Oficjalna, nadal mocno niekompletna lista ofiar eksplozji na mostach wydłużyła się do stu ośmiu osób. Wędkarz z Nowego Dworu złapał na haczyk ludzką głowę. Najefektowniejsze było jednak inne makabryczne znalezisko: zwłoki kominiarza, którego odłamek bomby dopadł aż na jednym z praskich dachów, prawie pół kilometra od miejsca wybuchu. Drugą informacją dotyczącą stolicy była ta o wprowadzeniu bezterminowego zakazu wjazdu ciężarówek do miasta i propozycji ograniczenia ruchu pojazdów osobowych w myśl schematu „parzyści w dni parzyste”, co, zdaniem władz miejskich, było jedyną metodą utrzymania porządku. Trzecią – zapowiedź strajku transportowców, wywołana informacją drugą. W Gdańsku służbom ratowniczym udało się zlokalizować ogień na płonącym od wczorajszego wieczoru tankowcu liberyjskim, natomiast drugi, cypryjski, mimo zdecydowanej akcji strażaków i pracowników Portu Północnego zatonął przy wejściu do basenu, częściowo je blokując. Sam port prawie nie ucierpiał, doliczono się sześciu ofiar śmiertelnych wśród członków załóg, a trzech strażaków i podoficer Marynarki Wojennej odnieśli obrażenia. Policja odmawia jakichkolwiek komentarzy na temat przyczyn pożaru. Podobnie ma się rzecz z pożarami lasów na trasie gazociągu jamalskiego. Rzecznik EuRoPol Gazu zdecydowanie zaprzeczył, by wczorajsze wybuchy spowodowane były awarią techniczną lub błędem służb nadzoru. W związku z zaistniałą sytuacją Orlen podniósł ceny paliw, przeciętnie o 32 grosze na litrze. Pod Ostródą nieznani sprawcy, prawdopodobnie związani z gangiem samochodowym z Kaliningradu, zastrzelili trzech funkcjonariuszy policji drogowej. Przeprowadzona na szeroką skalę obława jak dotąd nie przyniosła rezultatów. Na lwowskim Cmentarzu Orląt…
– Kostek! – Anecie nie wystarczył okrzyk, musiała jeszcze pomachać zza szyby. – Jest ten twój świr!
Zdrzałkowicz omal nie zakrztusił się resztką kawy. A więc jednak. Po czterdziestu godzinach milczenia.
– Jak co rano zapraszamy do Trójki. – Musiał zacząć od delikatnej autoreklamy: Żabicki stanowczo się tego domagał, trafnie przewidując, że taśma z jego słowami trafi na archiwalne półki w charakterze klasyki. – Dzień dobry. Słucham pana.
Miał tremę większą niż w debiutanckich czasach.
– Dzień dobry. – Tak, to był on; Kostek natychmiast zidentyfikował ten głos. – Drzymalski z tej strony. Słuchałem właśnie waszego serwisu. Mogę coś dorzucić od siebie?
– No, jeśli ma pan jakieś informacje… Naturalnie.
– Więc po kolei. Przykro mi z powodu tego, co zaszło na moście. Chcę powiedzieć, że uprzedziłem policję, a zapalnik nie był zbyt wrażliwy. Ta pani, która wczoraj telefonowała i mówiła, że ktoś grzebał przy bombie, chyba trafiła w sedno. Teraz kominiarz… Starałem się, by było możliwie mało odłamków, ale musiałem dodać w miarę masywny korpus, by saperzy nie rozbroili ładunku. Nie jestem NATO, nie mogę zarzucić was tysiącami bomb, jak oni Jugosławii. Co do ruchu parzystego… Póki to dotyczy Warszawy, proszę bardzo. Ale reszta kraju nie powinna podlegać takim ograniczeniom. Sporo jeżdżę i nie chciałbym głupio wpaść z powodu nieparzystego numeru w parzysty dzień. Tankowce to ja podpaliłem. Jeśli policja nie wie jak, nie będę im psuł zabawy i podpowiadał. Co do rury i chłopców z obsługi to są w porządku. Nie ich wina, że zrobiłem małe bum. Przy okazji: nie ostatnie, więc spacery w pobliżu nadal są zakazane.
– To pan podpalił tankowce? – Pierwsze skojarzenie Kostek miał właśnie takie, ale wieczorem, gdy w mediach pojawiła się informacja, potraktowali to w redakcyjnym gronie jako mroczny żart. Płonął rurociąg, a Drzymalski nie potrafił się rozdwajać.
– Przecież mówiłem, że zaatakuję system energetyczny.
– Ale… ale te statki nie były nasze. Skarb państwa nie miał w nich ani złotówki udziałów.
– A czy to moja wina, że pan Balcerowicz porozdawał wszystko, co mieliśmy, różnym kombinatorom? Trudno strzelać tylko w państwowe, gdy państwo gołe i wesołe. Ale pocieszę pana: państwowi policjanci pod Ostródą to też moja robota.
– Pan ich… – Kostek zawahał się – zamordował?
– Ja nie morduję. Ofiary wojny nie są zamordowane, tylko poległe w trakcie działań zbrojnych. Czy jak Amerykanom uda się w końcu zlokalizować Saddama Husajna i posłać do Bozi razem z setką przypadkowych przechodniów, to powiecie, że to morderstwo?
– Znając naszych słuchaczy, podejrzewam, że zdania będą podzielone. Z tym, że Saddam i most Poniatowskiego to jednak trochę inne cele.
– W Serbii NATO nie zniszczyło tylko tych mostów, na których dzień i noc koczowały tłumy patriotów. Uroczyście obiecuję panu, że też nie będę takich wysadzał. Boję się tylko, czy patriotów uzbiera się dostatecznie wielu.
– Widzę, że humor panu dopisuje. A wie pan, że dziś zaczną się na Powązkach pierwsze pogrzeby?
– Na Powązkach? Nie, nie wiedziałem. – Ton się na pozór nie zmienił, ale połączenie nie było idealne i Kostek nie mógł mieć pewności.
– Pół Warszawy się wybiera – pociągnął wątek. – Zdaje pan sobie sprawę, jak mało popularne jest to, co pan robi?
– A właśnie… – Drzymalski o czymś sobie przypomniał. – Co z moim listem? Dostaliście go? Wiecie już, jak mało popularne jest u mnie to, co robią polskie władze? Jakoś cicho o tym. Czyżby cenzura wróciła?
– Ja nie otrzymałem pana listu.
– Wie pan, nie martwi mnie to, że rząd z rozpędu tuszuje każdą swoją wpadkę. Im dalej zabrną, z tym większym hukiem wylecą, kiedy wyborcom dokuczy ta wojna.
– Ma pan ambicję obalić rząd? Może w ogóle cały układ parlamentarny? Do tego pan zmierza?
– Napisałem w liście, do czego zmierzam. Wie pan, trochę mi przykro, że nikt go nie upublicznił. Nie wierzę, by bezpieczniacy byli aż tak dobrzy i przechwycili wszystkie przesyłki. Rozumiem, że ta do Urbana nie doszła, ale inne… No, ale przecież żyjecie albo z reklam, albo z państwowych pieniędzy, więc trudno się dziwić.
– My akurat żyjemy z abonamentu – przypomniał bez urazy Kostek. – Jeśli ma pan coś do przekazania opinii publicznej, chętnie służymy pomocą.
– Tak, tylko ja nie bardzo mogę tkwić godzinami przy telefonie. Tłum łącznościowców namierza mnie w tej chwili. Więc przepraszam, ale będę kończył. Informacja na dziś i do odwołania: samochody o masie powyżej trzech ton mają nie jeździć po województwach z literą „p” na początku nazwy. W nazwach typu „zachodniopomorskie” pomorskość też się liczy. Do widzenia.
Похожие книги на "Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej", Artur Baniewicz
Artur Baniewicz читать все книги автора по порядку
Artur Baniewicz - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mybooks.club.